Człowiek czasem sobie siedzi i narzeka - a to go szef wkurza, albo kasy
mało, na koncert nie będzie, kasjerka nieuprzejma, świat do bani, życie
to kanał, facet mnie nie rozumie. Łatwo zapomnieć, że to nie są problemy
tylko niedogodności. Mój mąż nazywa to "problemami pierwszego świata".
Zbiór reportaży Izy Michalewicz daje nie tylko
nową perspektywę, pozwala też docenić co się ma. Tak sobie dziś nad
ranem myślałam - jak często wszystko bierze się za pewnik - że my, nasi
rodzice będziemy żyli wiecznie, że będziemy zdrowi, że zawsze
jakoś to będzie. Tymczasem czy wykorzystuje się w pełni to, że rodzice,
dziadkowie są koło nas? Czy na pewno nawiązujemy prawdziwą relację, bierzemy z niej wszystko co się da? Czy cieszymy się, że mamy dwie ręce nogi, oczy, słuch? Czy rozumiemy, że każdy człowiek, każde przeżycie, nawet trudne - to lekcja? Takie
kwestie najczęściej docenia się wtedy kiedy się je straci. Tak jak powietrze - po prostu jest, nikt nie myśli tymi kategoriami "ale super, że mamy czym oddychać."
Pamiętam jak
byłam może 14 letnią smarkulą, życie oczywiście było czarne i nic tylko
je zakończyć, czyli cykl "I hate myself and I wanna die" :). I nagle pewnego dnia dostałam ni z tego z ni z owego 42
stopni gorączki. Nie wiadomo dlaczego. Majaczenie, odlot. Jak ja później życie doceniłam, hoho :) Sporo miałam takich uderzeń w czaszkę od życia, na szczęście nie tak dramatycznych, jak opisanych w reportażach, ale każdy uświadomił mi, że życie to coś kruchego i trzeba je cholernie doceniać w każdym najmniejszym jego aspekcie.
Często się słyszy takie słowa - ludzie to mają problemy, nie marudź. Ale mało kto chyba rozumie co to naprawdę znaczy. Że można się powiesić z braku pieniędzy, oddać własne dzieci do sierocińca, zabić kogoś bo go denerwuje, w ciągu minuty stracić dom, wzrok, zostać oczernionym.
Coraz częściej - w sumie to im jestem starsza i im więcej ciężkich przeżyć na koncie (ale to zabrzmiało, ten trzeci krzyżyk to brzemię :) - przekonuję się, że ciężko tak naprawdę zrozumieć drugą osobę jeśli nie przeżyło się tego co ona. I nawet wtedy nie jest to proste, bo każde cierpienie jest indywidualne. To w smutku przekonujemy się, że człowiek tak naprawdę żyje sam. Ludzie wokół mogą próbować pomagać, doradzać, ale koniec końców człowiek mierzy się sam ze swoim strachem, bólem, cierpieniem, musi je pokonać. Toteż od bardzo dawna nie mówię już "rozumiem co czujesz". To po prostu nie jest możliwe.
Historie opisane w reportażach są różnego kalibru, ale wszystkie poruszają, zmuszają do myślenia. Idealne jeśli ktoś jest "na zakręcie", wydaje mu się, że jest ciężko. Nie napawają optymizmem, o nie, to nie jest zbiór moywacyjny - ale może dzieki temu bardziej szczery i trafia prosto do serca.
Warto poczytać, wszystkie są poruszające i świetne dla odzyskania właściwej optyki.
Polecam!
khoci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz