Tegoroczne Castle Party było dla mnie wyjątkowe z wielu powodów - luźno szeregując: ludzie, muzyka, atmosfera, miejsce.
No i fakt, że nie było mnie tam przez 6 lat na pewno dodał całej akcji wyjazdowej smaku. Jechałam szczęśliwa, wracałam szczęśliwa - i o to chyba w tym wszystkim chodzi.
Festiwal z jednej strony się zmienia, a z drugiej nie zmienia i nie wiem co lepsze.
Myślę, że jeśli ktoś raz tam pojechał to już zawsze będzie się czuł jak u siebie - na festiwalu nie ma spiny, są fajni ludzie z pomysłem na siebie i dużo dobrej muzyki na wyciągnięcie uszu.
Pierwszy z nich - .com/kill - to side project współtwórcy Diary of Dreams (którzy grali tego dnia jako headliner) - Adriana Hatesa. Nie uniknie się oczywiście porównań z gigantem sceny dark, ale mam wrażeie, że .com/kill to emanacja tej ostrzejszej natury muzyków, bo chociaż DoD nie unikali nigdy mocniejszych nawet tanecznych brzmień, to ich najnowsze dziecko zdecydowanie kopie i skacze nad wyraz głośno, agresywnie i mocno.
Adrian Hates jako frontman także nie zawiódł dając należycie energetyczny występ. Kontakt z publiką na medal. Na koncercie grano głównie utwory z albumu z 2o13 roku.
Kolejnym zespołem na bolkowskiej scenie był 7JK.
7JK to projekt dwóch artystów - Matta Howdena z Sieben i Maćka Fretta z Job Karma.
Kiedy
słucha się ich muzyki połączonej razem nie sposób nie wyłapywać tego,
co w ich rodzimych projektach tak charakterystyczne.
Obaj
są poetami, tyle, że malują dźwiękami o nieco innych odcieniach - jeden
trochę bardziej nostalgicznymi, ciepłymi, romantycznymi nawet, drugi
ostrzejszymi, bardziej kanciastymi, zimnymi. przenikliwymi. Elektronika i
skrzypce, głos człowieka i maszyny, słowa i dźwięki - co za kombinacja i
wspaniały pomysł.
Jeśli połączy
się te jakości plus mistrzostwo techniczne - wychodzi mieszanka
powalająca z nóg, trafiająca tak do głowy jaki ciała ożywiając je.
Piękny, klimatyczny koncert, brawo!
Setlista z koncertu:
https://7jkmusic.bandcamp.com/
Ostatnim koncertem jaki obejrzałam tego wieczoru była Diorama.
Cóż
tu dużo mówić, nie był to może najdłuższy koncert w ich festiwalowej
karierze z uwagi na problemy techniczne, ale i tak wierni fani
zgromadzeni licznie pod sceną ucieszyli się tym co im finalnie
zaprezentowano.
Dla
mnie Diorama to tygiel sprzeczności - emocjonalność i ironiczny
uśmieszek, teksty, które zmuszają do myślenia i muzyka, która porywa do
tańca. Refleksja i buzująca energia, elektronika i pianino, ciepły głos i
zimny dźwięk. Wszystko to razem współgra na tyle harmonijnie aby
zapewnić zespołowi wiernych fanów - szaleństwo pod sceną było bardzo
miłe dla oka:)
https://www.facebook.com/dioramawastaken/
http://www.diorama-music.com/Następnie na scenie zaprezentowały się Arkona i wspomniane już Diary of Dreams, których niestety nie dane mi było obejrzeć.
Festiwal to też cudowni ludzie - bardzo bardzo dziękuję za spotkania i rozmowy - naprawdę wróciłam ogrzana i podbudowana psychicznie. Dzięki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz