poniedziałek, 18 czerwca 2012

"Szepty", "Łowcy Głów"


Dzisiaj dwie „nowości” (no, może nie takie nowości, ale w kinach są relatywnie krótko ;) – The Awakening, czyli „Szepty” i „Headhunters” – „Łowcy Głów”.


Zacznę może od ”Headhunters”. Film powstał na podstawie książki norweskiego pisarza Jo Nesbø pod tym samym tytułem.
I cóż tu powiedzieć… niedawno obejrzałam film na podstawie książki innego słynnego Skandynawa o pani z pewnym tatuażem i muszę przyznać, że ekipa z Północy ściga się w pokazywaniu granic przemocy, zepsucia i  absurdu (O tym ostatnim nie muszę się zresztą przekonywać czytając czy oglądając ich filmy czy czytając książki, wystarczy ostatnia reklama kuchni Ikea pokazywanej w TVP:p).

Słynny headhunter niskiego wzrostu, bardzo zakochany w swojej pięknej i wysokiej żonie pracuje w swoim zawodzie, ale aby dorobić na wygórowane potrzeby (typu dom, pokazywanie się w restauracjach i tak dalej) od czasu do czasu kradnie  i upłynnia dzieła sztuki.

Pewnego pięknego dnia kradnie obraz mężczyzny (w tej roli znany pewnie co poniektórym słodki Jamie Lannister z Gry o Tron czyli Nikolaj Coster-Waldau), którego chciał zrekrutować na szefa pewnej firmy, a który okazuje się być kochankiem jego żony  i przy okazji wyszkolonym w tropieniu ludzi komandosem…

I tak to wątek gęstnieje, krew się leje, coraz to nowe fakty wychodzą na światło dzienne, śmiała scena goni jeszcze lepszą (muszę przyznać, że oglądanie takiej w której główny bohater ucieka w nocy przez las traktorem całkowicie umazany w łajnie z psem majtającym łapami nabitym na widły  przodu pojazdu to scena w której widz zaczyna się zastanawiać co właściwie ogląda i czy to jeszcze groteska czy już sen wariata. Może i byłam w ciężkim stanie, ale śmiałam się jak hiena;) i w końcu finał.

Ciekawie skonstruowane, może intelektualnego szału nie ma, ale obejrzeć ostatecznie można. Żeby ujrzeć co naród skandynawski upichcić w studio potrafi.

 
Drugi z filmów „Szepty” to thriller reklamowany jako horror bądź odwrotnie (zapewne w zależności od wrażliwości właściciela portalu gdzie opis się publikuje;).

Pamiętacie tą mniej odważną dziewczynę z „Vicky Cristina Barcelona”? ( tą co nie chciała do Oviedo po dobroci, Rebeccę Hall znaczy ;). Otóż tym razem jest demaskującą wszelakie pseudo–spirytystyczne organizacje absolwentką Oxfordu, bardzo chłodną i wyrafinowaną młodą damą. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie aby udać się do szkoły (z internatem) dla chłopców gdzie pojawia się duch i straszy na śmierć młodzież oraz okolice. Początkowo sceptyczna przyjmuje zlecenie i jedzie we wskazane miejsce. Wiele się dzieje, parę spraw udaje się wyjaśnić, ale aby dojść do sedna bohaterka musi spojrzeć w swoją przeszłość…
 Dość powiedzieć, że zakończenie jest trochę inne od totalnie przewidywalnego, jednakże chyba za mało jestem fanką gatunku aby szaleć z zachwytu.
Przyznam, że skusiłam się na ten film obietnicą specyficznej atmosfery, pięknych zdjęć i nuty melancholii, tak zachwalanych na różnych portalach. Niestety… jeśli się doświadczyło czaru Ishiguro, to nie ma odwrotu i żadne takie próby szeptane  nie zakończą się sukcesem.
Z klimatu o  wiele bardziej wolę już „Powrót do Brideshead” (rewelacyjny z Emmą Thompson), „Gosford Park” (takiż, z nie mnie cudowną Christin Scott Thomas) czy nawet najnowszy „True Virtue” ( z Jessiccą tfu tfu Biel;)

Jeśli koś lubi trochę gęsiej skórki a na japońskich horrorach wychowany nie jest to czemu nie. Film o tym, żeby nie bać się spojrzeć w siebie i pogodzić ze swoją przeszłością ;)

Następnym razem o czym innym.
CDN
kiss kiss
khoci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz