Dzisiaj dwie „nowości” (no, może nie takie nowości, ale w kinach są
relatywnie krótko ;) – The Awakening, czyli „Szepty” i „Headhunters” – „Łowcy
Głów”.
Zacznę może od ”Headhunters”. Film powstał na podstawie
książki norweskiego pisarza Jo Nesbø pod tym samym tytułem.
I cóż tu powiedzieć… niedawno
obejrzałam film na podstawie książki innego słynnego Skandynawa o pani z pewnym
tatuażem i muszę przyznać, że ekipa z Północy ściga się w pokazywaniu granic
przemocy, zepsucia i absurdu (O tym ostatnim nie muszę się zresztą
przekonywać czytając czy oglądając ich filmy czy czytając książki, wystarczy
ostatnia reklama kuchni Ikea pokazywanej w TVP:p).
Słynny headhunter niskiego wzrostu,
bardzo zakochany w swojej pięknej i wysokiej żonie pracuje w swoim zawodzie, ale
aby dorobić na wygórowane potrzeby (typu dom, pokazywanie się w restauracjach i
tak dalej) od czasu do czasu kradnie i
upłynnia dzieła sztuki.
Pewnego pięknego dnia kradnie
obraz mężczyzny (w tej roli znany pewnie
co poniektórym słodki Jamie Lannister z Gry o Tron czyli Nikolaj Coster-Waldau),
którego chciał zrekrutować na szefa pewnej firmy, a który okazuje się być
kochankiem jego żony i przy okazji
wyszkolonym w tropieniu ludzi komandosem…
I tak to wątek gęstnieje, krew
się leje, coraz to nowe fakty wychodzą na światło dzienne, śmiała scena goni
jeszcze lepszą (muszę przyznać, że
oglądanie takiej w której główny bohater ucieka w nocy przez las traktorem
całkowicie umazany w łajnie z psem majtającym łapami nabitym na widły przodu pojazdu to scena w której widz zaczyna
się zastanawiać co właściwie ogląda i czy to jeszcze groteska czy już sen
wariata. Może i byłam w ciężkim stanie, ale śmiałam się jak hiena;) i w
końcu finał.
Ciekawie skonstruowane, może intelektualnego
szału nie ma, ale obejrzeć ostatecznie można. Żeby ujrzeć co naród skandynawski
upichcić w studio potrafi.
Drugi z filmów „Szepty” to thriller reklamowany jako
horror bądź odwrotnie (zapewne w
zależności od wrażliwości właściciela portalu gdzie opis się publikuje;).
Pamiętacie tą mniej odważną
dziewczynę z „Vicky Cristina Barcelona”?
( tą co nie chciała do Oviedo po dobroci, Rebeccę
Hall znaczy ;). Otóż tym razem jest demaskującą wszelakie pseudo–spirytystyczne
organizacje absolwentką Oxfordu, bardzo chłodną i wyrafinowaną młodą damą.
Pewnego dnia otrzymuje zlecenie aby udać się do szkoły (z internatem) dla
chłopców gdzie pojawia się duch i straszy na śmierć młodzież oraz okolice.
Początkowo sceptyczna przyjmuje zlecenie i jedzie we wskazane miejsce. Wiele
się dzieje, parę spraw udaje się wyjaśnić, ale aby dojść do sedna bohaterka
musi spojrzeć w swoją przeszłość…
Dość powiedzieć, że zakończenie jest trochę
inne od totalnie przewidywalnego, jednakże chyba za mało jestem fanką gatunku
aby szaleć z zachwytu.
Przyznam,
że skusiłam się na ten film obietnicą specyficznej atmosfery, pięknych zdjęć i
nuty melancholii, tak zachwalanych na różnych portalach. Niestety… jeśli się
doświadczyło czaru Ishiguro, to nie ma odwrotu i żadne takie próby szeptane nie zakończą się sukcesem.
Z klimatu
o wiele bardziej wolę już „Powrót do Brideshead”
(rewelacyjny z Emmą Thompson), „Gosford Park” (takiż, z nie mnie cudowną
Christin Scott Thomas) czy nawet najnowszy „True Virtue” ( z Jessiccą tfu tfu Biel;)
Jeśli koś lubi trochę gęsiej
skórki a na japońskich horrorach wychowany nie jest to czemu nie. Film o tym,
żeby nie bać się spojrzeć w siebie i pogodzić ze swoją przeszłością ;)
Następnym razem o czym innym.
CDN
kiss kiss
khoci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz