Czy komuś jeszcze chmury kojarzyły się w dzieciństwie z poduchami? Kiedy byłam mała raz spałam u babci w starym drewnianym łóżku z oldschoolową:) pierzyną, która była puchata na pół metra. Człowiek był w niej zakopany, bezpieczny i było ciepło :)
Zawsze myślałam, że te białe puchacze na niebie to takie pierzyny i poduchy do których można się przytulić i zapomnieć o wszystkim.
Czytałam ostatnio taki cytat z Korczaka: "Marzenie jest programem życia. Gdybyśmy je umieli odczytywać, wiedzielibyśmy, że marzenia się spełniają".
Ostatnio chyba zapomniałam co to marzenia, zastąpiłam je biznesplanem na życie:)
Aby temu zaradzić trzeba było szybko zresetować centrum zarządzania.
Chyba nic tak nie wycisza jak gapienie się na przepływające chmury. Dawka spokoju gwarantowana :)
We Wrocławiu najlepsze chyba miejsce na niebieskomigdałowanie to - paradoksalnie - cmentarz na górce na Oporowie.
W sumie jedyne wzniesienie we Wrocławiu (nad czym niezmiennie boleję porównując , np. z Pragą gdzie z Hradczan widok jest obłędny). gdzie widoku nic nie zasłania.
Przyjemnie.
Miłej, spokojnej niedzieli życzę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz